http://julkapatrzy.wordpress.com/ - jakichkolwiek zainteresowanych, dozą dystansu i dużą ilością przemyśleń , poprzeplatanych sztuką, zapraszam. PRZENOSINY


Wiem, ostatnio mnie nie ma. Kompletnie nie mam czasu na pisanie, a jeśli mam jakikolwiek czas przygotowuję się do egzaminu , sprzątam, gotuję , albo śpię. Jak mam dzień wolny, taki jak dziś, to chcę pozałatwiać wszystkie zaległości, ale niestety jest ich tak dużo, że po prostu nie daję rady. Więc czekam na odrobinę więcej czasu ( a może to problemy z motywacją i niejasne cele, nie wiem ) i w międzyczasie mam malutkie ogłoszenie.

Zmieni się mój blog. Zauważyłam, że nie chcę trzymać się ciągle tej samej tematyki. tak więc powstaną osobne kategorie, wśród których będzie rozwój osobisty. Chcę , aby było coś o gotowaniu, jakiś lifestyle, moje pisadła, felietony, może mała poezja i trochę kulturalnie. No i kategoria, jaką  będzie psychologia. Nie samorozwój. Bo nie zawsze tylko o to mi chodzi, a psychologia jako nauka bardzo mnie nęci i frapuje, więc ... może to  będzie dobra okazja, aby się jeszcze bardziej w nią wkręcić? Chcę poszerzyć swoje horyzonty, a ostatnio do głowy wpada mi co nieco pomysłów na teksty z różnych zagadnień .

No i najważniejsze, na pewno zmieni się nazwa. Mam 2 pomysły, ale czekam może na coś jeszcze lepszego. O zmianie nazwy na pewno poinformuję, aby nikt nie był zaskoczony, że nagle nie ma mojego bloga, albo , że "zalajkował" coś i nawet nie wie co to ( spotykałam się z takimi rzeczami ! :) )

Na razie wyruszam na poszukiwanie inspiracji i pomysłów. trzymajcie za mnie kciuki i mam nadzieję, że dalej zechcecie mnie chętnie czytać ! :)

Chciałam się tylko pochwalić, że piję świeżo zmieloną kawę z mlekiem, oglądam rozgrzewające serce zdjęcia i ilustracje, słucham ulubionego , holenderskiego radia jazzowego, zaraz będę kończyć biografię Zeldy F. i wybiorę jakąś inną lekturę na następne dni. Jestem zadowolona z szumu pralki i pełnej lodówki. Cieszę się z wolnego dnia i z tego, że mimo, że jest tak szaro i zimno , ja jestem zdrowa. Moje serce zadowala się obecną porą roku. Wieczorem kupię wino i waniliowo-karmelową herbatę. Zjadłam łososia na obiad, po tygodniu wykorzystywania resztek z lodówki. Żyję tam gdzie chciałam. A jak czasami jest źle to sobie pomarzę, i w tedy na chwilę przenoszę się tam gdzie chcę. Mam ręce i nogi . I nie narzekam , że nie chce mi się ćwiczyć, bo wiem, że Bóg dał mi tą możliwość poruszania się i dziękuję mu za to. Cieszę się, że piszę tego posta w tak cudownych okolicznościach. SAMA  w domu. Wykorzystuję to właśnie w ten sposób... piję, czytam, oglądam, słucham, odpoczywam. Taka ze mnie szalona introwertyczka !

Aha. I jestem wdzięczna za to, że mam jeszcze jeden dzień życia. 

a Ty ?

Czasami nie wiemy za  co się zabrać. Ogromna ilość rzeczy do zrealizowania, wielkie marzenie, które jest strasznie odległą, niemalże niemożliwą rzeczą , która ma się spełnić. Kiedyś tam. Planujemy, że od następnego tygodnia, miesiąca, jutra, albo nawet i dzisiaj, się za to weźmiemy. I nic, kompletnie nie wiemy jak to zrobić. Jesteśmy przerażeni, strach blokuje naszą energię. A rozwiązanie jest banalne.

Po prostu zrób pierwszy krok.

Na pewno wiesz co to mogłoby być. Duże zadanie lub cel, można podzielić na mniejsze pod-zadania. Nieraz stoimy w miejscu, a może utknęliśmy gdzieś w środku, bo nie wiemy co dalej.

pinterest.com


 Przykładem może być nawet mój chłopak, który od wielu miesięcy zaprzestał nauki języka, z bardzo pozornie głupiego powodu. Otóż, chciał zacząć się go uczyć jeszcze raz od początku, aby wszystko sobie przypomnieć i utrwalić po długiej  przerwie. Musiał tylko... wygumkować książkę. Zwlekał kilka miesięcy i narzekał, że nie ma czasu na naukę. Zapytałam go ( znając odpowiedź ), co miałoby być jego pierwszym krokiem w nauce . Odpowiedział bez wahania : "Wygumkować książkę." Mimo tego, że było to tak banalne, trzymał go w miejscu i sprawiało, że zwyczajnie mu się nie chciało. Aktualnie nie wiem na jakim etapie jest wygumkowywanie książki, ale oznajmił mi rano, że wraca dziś do niderlandzkiego. :)

To tylko jeden krok. Przecież dasz radę go zrobić ! Nie myśl. Zrób.

Chcesz ćwiczyć jogę, ale nie zapiszesz się na zajęcia. Pragniesz lepiej grać na instrumencie, ale wymagasz od siebie jeszcze mniej niż wcześniej. Planujesz wycieczkę , jednak wydajesz pieniądze na bzdety. Zapewne wiesz jaki ma być twój pierwszy krok, ale szukasz sposobów, aby go jakoś obejść. Nie da się. Rusz tyłek. I tyle. 

Może dzień dzisiejszy będzie początkiem ?

Przeprowadzka do dużego miasta , jakim jest Gdańsk, otworzyła moje oczy i umysł na ludzi. Wcześniej, mieszkając w małym mieście, które równie dobrze nazwałabym "wiochą" , codziennie widywałam tych samych ludzi mijających mnie w drodze do szkoły , na autobus , do sklepu. Ciągle te same twarze, które wryły mi się w pamięć i wychodziłam z domu niemalże z pewnością i pewnym przyzwyczajeniem, że je zobaczę. I tak naprawdę , widziałam w ich oczach, że są martwi. Większość z nich nie miała już nic ciekawego do powiedzenia, nie szukała przygód, od lat pracowała w jednym sklepie, nie chciała albo nie myślała o tym, aby się rozwijać, aby czerpać z życia choć kilka procent więcej.  Na twarzy mieli wielki napis : rutyna. Poznawałam ich zawsze. Nie mieli o czym rozmawiać, jak tylko o innych ludziach. No, czasami poszerzali ten krąg o rozmowy o swoje przygody łóżkowe, lub o to, jak są zakochani w tym czy tamtej. Z reguły, jeśli chcieli już rozmawiać z Tobą o twoim życiu, to tylko po to, aby napawać się twoimi nieszczęściami i problemami, lub żeby mieć temat do plotek. Ich rozrywkami były imprezy, dzięki którym podnosili swoją wartość. Ciągle marudzili na rząd, prezydenta, burmistrza, na to,że nic się nie dzieje. Mieli wąski zasób wiedzy oraz uparcie trzymali się swoich poglądów, przy czym każde inne zdanie uważali za śmieszne. Czytanie książek było passé, zamartwianie się i płakanie z byle powodu - byleby sobie pomarudzić , jak najbardziej na miejscu. Bycie innym, lub posiadanie własnego zdania było dziwne. Myśleli  o każdym swoim kroku i o tym 'co pomyślą inni'. Młodzi ludzie, mający własne, ukształtowane poglądy, byli niezrozumiali. 

Nienawidziłam wtedy tych martwych ludzi. Aż do chwili, kiedy zdałam sobie sprawę , że... są martwi. 

Oni są nieszczęśliwi, zagubieni. Ograniczeni przez swój umysł. Nie odblokowali jeszcze niektórych szufladek. Nawet nie wiedzą o ich istnieniu. Ja wiem. Wiem, że zdrowe odżywianie , to co innego niż odchudzanie się. Wiem, że nie należy dyskryminować, osądzać, naśmiewać się. Jestem świadoma tego, że mój los leży tylko i wyłącznie w moich rękach, że czas leci, że dzisiaj jest dzień w którym , jak dotąd jestem najstarsza, ale jednocześnie, nie będę już nigdy młodsza. Czerpię z życia garściami. Doceniam, modlę się, cierpię. Przeraża mnie mój cel, który jest  tak niemożliwy, że nawet ciężko mi go wyobrazić. Ale nadałam mojemu życiu kierunek. Nawet jeśli przyjdzie czas, że zainteresuję się czymś innym, to będę świadoma , że minione lata były pełne wspaniałych przygód i przeżyć, i dawały mi poczucie spełnienia. Czuję, że jestem wartościowym człowiekiem. Wierzę w ogromną siłę psychologii i staram się ją wykorzystywać na co dzień. I wiecie co? Działa. 

pinterest.com

Teraz współczuję tym ludziom, którzy nienawidzą swojej pracy, ich światem jest telewizja, a nie podróże, nie sypiają już ze swoimi mężami/żonami, alkohol zagłusza im wstyd, smutek, nie dbają o siebie wcale . Całe życie oglądają komedie romantyczne, bo, choć nigdy nie widzieli żadnego dramatu, lub niszowego filmu, są święcie przekonani , że to nie dla nich. To samo myślą o operze, sushi, drogich skórzanych butach, uśmiechu na twarzy, traktatach filozoficznych i filmach sci-fi. Kupują brukowce i zaczytują się w smutnych ludzkich historiach, aby choć trochę się pocieszyć, że .... inni mają gorzej. Nie lubią tego i tamtego, bo się teraz go nie lubi. I tak sobie wegetują, zależni od wpływów wszystkiego , co masowe. Boże, jakie to musi być straszne.

Z drugiej strony... nieco nimi gardzę . Mają wszystko na wyciągnięcie ręki. To co ich powstrzymuje przed życiem ich marzeń, to wąski umysł, lenistwo i strach przed spełnieniem się  tego, czego pragną. Choć bardzo możliwe jest to, że nawet niczego nie pragną. TO jest dopiero smutne.

 Jednak cieszy mnie jedna rzecz. Mianowicie to, że w większych miastach jest tego mniej. Po pierwsze codziennie mijam kogoś nowego i nie skupiam się na tym, co się dzieje w jego głowie. Po drugie, wszechobecne stało się czytanie książek w tramwajach i na przystankach, propagowanie zdrowego stylu życia, no i co najważniejsze.. każdy posiada swobodę i wolność do bycia sobą. Naprawdę to widzę w większości osób. Widzę to w oczach, wolności w ubiorze, stylu. Każdy jest odrębną, piękną istotą. Całkiem inną i wyjątkową. Widać , że żyją. Kochają, imprezują, śpią, spełniają marzenia i pragnienia na 100%. To mnie kręci i .. to jest piękne !

 Mam głębokie przeczucie, że skoro czytasz bloga o rozwoju, tj. mojego bloga, idąc tym tokiem myślenia - tego posta, nie jesteś martwy. Jeśli jednak uważałeś się za człowieka rozwoju, a teraz uważasz, że pewna część twojego życia obumarła - nie martw się. Ty jesteś autorem powieści pt. "TWOJE ŻYCIE".
Zacznij.













TERAZ.

Oglądałam wczoraj serial - "Mentalistę". Odcinek był o dochodzeniu do tego, kto zabił faceta, który wyłożył 10 mln na realizację filmu , w którym miała  zagrać jego żona. Okazało się , że mordercą była... jego żona właśnie. Powód: zmienił scenariusz, ponieważ nie chciał aby inni widzieli seksowną stronę jego kobiety , a ona uważała , że tłamsił jej talent i nie pozwalał jej mieć życie, jakiego chciała. Jednak nie chodzi mi o ten fakt, mianowicie o to, co kobieta powiedziała na koniec, po przyznaniu się do zabójstwa. 

Powiedziała , że była złą macochą, i że przeprasza jego córkę za to, jak postąpiła. Jednocześnie prosiła o jedną rzecz. Aby ta, znalazła kiedyś w życiu szczęście.

I tu się kurczę, zastanowiłam. Czy szczęście, to jest coś za czym się goni?

Na pewno każdy z was ma w głowie wizję idealnego, SZCZĘŚLIWEGO życia. Pewnie wyobrażacie sobie, że macie mnóstwo pieniędzy, ogromny dom, pieska, wymarzoną pracę, figurę, wygląd, faceta(kobietę). I żyjecie w przekonaniu, że dopiero po osiągnięciu tego wszystkiego, będziecie szczęśliwi. Nie będziecie. Wiecie czemu? Pstryknijcie palcami i udawajcie przez chwilę, że żyjecie w tym wymarzonym świecie. Czy jesteście szczęśliwi? Mając te wszystkie materialne rzeczy ? Mając to , czego pragnęliście ? Na pewno wydaję się wam ,że tak. Jednak dalej jesteście tymi samymi osobami . Z tymi samymi lękami, kompleksami, wyobrażeniami na temat siebie, świata, ludzi. Uciekliście od środowiska w którym żyjecie, i być może wasz pogląd się nieco zmienił. Jednak to, co macie w głowie zostało, bo.. nie myśleliście , że trzeba to zmienić.

Cytuję jeszcze raz Panią Morderczynię : " Chcę , aby znalazła w życiu szczęście. Bo jak się je już ma, to trzeba trzymać je mocno, bo inaczej się je utraci."

Oh, tak paniusiu, utraciłaś swoją karierę, bo sobie na to pozwoliłaś. I myślałaś, że jak dostałaś się do kasy, to już szczęście wpisało się na trwałe w twoje dotychczasowe życie. 

ha,ha. Bullshit.

W życiu nie chodzi o to, aby DOGONIĆ szczęście, ale aby je GONIĆ.

Ciągle coś nowego nas zachwyca. Poszukujmy tego zachwytu i entuzjazmu. Starajmy się wszystko doceniać. To,że jesteśmy zdrowi, mamy wspaniałych ludzi wokół siebie. Pracę, bez której nie moglibyśmy zjeść ciepłego posiłku. Oczy, które pozwalają nam zachwycać się gwiazdami. Serce, które odczuwa empatię i miłość. Zmysły, dzięki którym możemy się cieszyć życiem, jakie jest nam dane. Determinację i wolność do życia własnym życiem. 

Po prostu wykształć sobie umiejętność  do odczuwania szczęścia. Zaprogramuj inaczej swój mózg.

źródło:pinterest.com


Zjadamy sami siebie, wyobrażeniami "idealnego" życia . Tego, że moglibyśmy być szczęśliwi, gdyby życie spełniło jakieś tam warunki. A bycie szczęśliwą osobą, polega na byciu tu i teraz. Odczuwaniu i braniu z chwili obecnej jak najwięcej. 

No, bo czego będziecie pragnąć, kiedy osiągnięcie już WSZYSTKO? 

Radością jest to, że się uczymy, że z dnia na dzień widzimy efekty, swojej pracy. Nad sobą. To, że widzimy, że coś zmieniamy, do czegoś dążymy. Jednak, tak jak już powiedziałam. Nie wybiegaj w przyszłość za bardzo. Nie myśl o niej za dużo. Po prostu myśl mniej. Bądź tu i teraz, w tej chwili, bo ta chwila to właśnie twoje życie. I zadecyduj, co z nią zrobisz. Twoje życie toczy się teraz.

Skoro zadałeś sobie tyle trudu, aby stworzyć wizję tego, jak ma wyglądać twoje pseudo-szczęśliwe życie, możesz zadać sobie trud, aby zmienić różne poglądy na ten temat w głowie. 


Inaczej, usiądziesz kiedyś i stwierdzisz, że nie pamiętasz kilku minionych lat. Bo żyłeś wtedy gdzie indziej. Nie odczuwałeś tego co się dzieje. Nic Ci się nie podobało. I zaczniesz płakać, nad tym co zrobiłeś , jednocześnie nie wiedząc , co zrobić, aby teraz to naprawić i nie powtórzyć błędu.

Ja Ci powiem. 

Po prostu żyj . To takie proste i takie trudne.

Czy zastanawiałeś się kiedyś, ile z wydanych pieniędzy z minionego miesiąca poszło na rzeczy, które były chwilowymi i niepotrzebnymi zachciankami?

Prawda jest taka, że marnujemy dużo. Na jedzenie które zalega w lodówce, na niezdrowe przekąski, niepotrzebne gadżety, durne gazety,  alkohol, akcesoria, ubrania, rzeczy do mieszkania. Zwykle po kupieniu tych rzeczy pojawiają się u nas wyrzuty sumienia, albo uczucie "zapchania". Owo uczucie objawia się tym, że czujemy,że kupiliśmy pod wpływem impulsu zbędną rzecz, która kompletnie nie pasuje do naszego stylu i tym samym zagracamy naszą przestrzeń. Pewnie wiecie o co chodzi.

Jest to ćwiczenie dwuetapowe.

Pierwsza część - zrób listę. Na razie tygodniową. Spisz wszystkie rzeczy, które kupiłeś w ostatnim tygodniu, miesiącu, a jeśli możesz pójść dalej, to w przeciągu 6 miesięcy, roku... Niech to będą nawet takie drobnostki jak baton. 
Powiedzmy, że codziennie kupujesz batona za 2 zł.  Niby nie dużo. Jednak tygodniowo wychodzi 14 zł. Miesięcznie ok.60 zł. 

Na same batony.

Każdy z nas ma takiego codziennego "batonika". Może to być piwo, puszka coli, ciastko, czipsy, pop corn, cokolwiek. Czasami nawet dajemy się skusić na jakieś większe promocje , obiecując , że zjemy tylko jednego, co w rezultacie wygląda tak, że następnego dnia z paczki batonów nie zostaje nic. I nici z oszczędzania.

Tak samo jest z jedzeniem, które kupujemy, przeliczając swoje możliwości. I wyrzucamy: sałatę, chleb, ser... Pod którymi kryje sie nie tylko zmarnowana żywność, ale także PIENIĄDZE.

Podepnij pod to ubrania, kosmetyki, i wszystkie inne "potrzebne" rzeczy. 

Zastanów się , w jaki sposób mógłbyś ograniczyć ich kupowanie. Może warto robić takie obliczenia, i raz w tygodniu, za te 15 zł kupić sobie obiad w ulubionej knajpce ? Brzmi lepiej niż zapychanie sie batonami i pobudzanie do wzrostu tkanki tłuszczowej .Albo w końcu... zacznij odkładać.

Druga część:

Prześpij się z myślą o kupnie danej rzeczy.

Przemyśl to w domu. 
Czy ta książka jest mi niezbędna ? Może wypożyczę coś w bibliotece. 
Czy mogę bez tego wytrzymać?
Czy mogę sie bez tego obejść?

Spróbuj robić tak przez miesiąc i sprawdźcie ile pieniędzy zaoszczędziłeś
I jeśli ci to pomogło, daj znać w komentarzu !:)


źródło/inspiracja : "Bóg nigdy nie mruga" Regina Brett